Dziwy Kosmiczne

Story Info
An improbable tale straight from outer space.
3.8k words
0
20
00
Share this Story

Font Size

Default Font Size

Font Spacing

Default Font Spacing

Font Face

Default Font Face

Reading Theme

Default Theme (White)
You need to Log In or Sign Up to have your customization saved in your Literotica profile.
PUBLIC BETA

Note: You can change font size, font face, and turn on dark mode by clicking the "A" icon tab in the Story Info Box.

You can temporarily switch back to a Classic Literotica® experience during our ongoing public Beta testing. Please consider leaving feedback on issues you experience or suggest improvements.

Click here

Przedsłowie

Jeśli drogi czytelniku spodziewasz się czegoś poważnego w stylu „Nad pięknym modrym Dunajem", Johanna Straussa II albo „Słoneczników" Vincenta van Gogha, czy nawet upapranej gliną Camille Claudel w miłosnych objęciach Augusta Rodina, to zdecydowanie powinieneś zawrócić z tej drogi póki czas. Temu opowiadaniu bliżej, ale tylko troszeczkę, do burleski. Naprawdę tylko troszeczkę. Bardzo troszeczkę. Jest to komedia erotyczna, ale nie pornograficzna, dlatego nie szukajcie wyrafinowanych albo ciągnących się jak guma do żucia opisów seksu.

Prawdę mówiąc, nic tu nie jest normalne.

Opisane zdarzenia dzieją się w przyszłości w roku... Właściwie nie ma znaczenia w którym roku, bo skoro w przyszłości to jeszcze nie miały miejsca, a nawet nie wiadomo czy kiedykolwiek będą miały miejsce. Chociaż według pewnej teorii kosmologicznej istnieje nieskończona ilość wszechświatów takich jak nasz i zupełnie różnych od naszego. W takim razie, stojąc na gruncie tej teorii, nie można mieć pewności, czy owe wydarzenia już się nie dokonały albo nie dokonają się w krótszej lub dłuższej perspektywie czasu. A może nawet dzieją się w tej chwili?

Przenieśmy się zatem w sam środek tych wydarzeń, do Królestwa Fantazji, gdzie...

Epizdod 1

...Pewien dziennikarz, mówiąc bez ogródek, sprawiający wrażenie niezbyt lotnego, lądował właśnie na Fuchurze, zwanym też Smokiem Szczęścia, przed potężnymi wierzejami, znajdującymi się między nie mniej potężnymi, pofalowanymi skałami ciągnącymi się aż po horyzont, tuż obok Wodospadu Rozkoszy, z jednej strony, i Wodospadu Rozpaczy, z drugiej. Gdyby nie wielki czerwony napis „18+", z większej odległości całość przypominałaby piz... No dobra, wystarczy, że chodzi o „18+". Reszty sami możecie się domyślić. Z bliska, na wspomnianych wierzejach ktoś, nie wiedzieć kto i po co, pewnie jakiś sfrustrowany dowcipniś srajem... Cholera jasna, przepraszam, to znaczy sprayem namalował już mocno zatartą, ale nadal czytelną sentencję, będącą odwiecznym dylematem filozoficznym:

Oko za oko, ząb za ząb, to czemu dupa za pieniądze?

-- Gdzie jesteśmy? -- zapytał zdziwiony dziennikarz.

-- No... chodziło ci o syf -- odpowiedział smok, długi niczym rozciągnięta prezerwatywa.

-- Wypraszam sobie prezerwatywę! -- warknął smok -- chcesz ze mną latać, to więcej szacunku w narracji proszę!

-- No już dobrze, tylko żartowałem -- odezwał się ugodowo dziennikarz -- to gdzie w końcu jesteśmy?

-- Chciałeś syf, masz syf. To najgorsza speluna w Królestwie Fantazji. Jedna ze scen „Gwiezdnych wojen" była tu kręcona. -- Smok zmełł beznamiętnie słowa.

-- Mówiłem o SF!

-- Ups! -- wypaszczył się smok -- nie dosłyszałem, wybacz stary, ale jestem już stary. Ha, hu, to taki żarcik. Aha i proszę mniej kwiecistych opisów do moich wypowiedzi, dobra?

-- Zgoda, zgoda mocium panie, na wszystko zgoda, tylko lećmy już, zanim popsuje się pogoda, do krainy science fiction -- odpowiedział zniecierpliwiony dziennikarz.

-- Kiepski rym -- usiłował dogryźć Smok Szczęścia.

-- To wymyśl lepszy tekst! -- warknął nerwowo dziennikarz.

-- Proszę bardzo. -- Ze stoickim spokojem i typową pewnością siebie, odrzekł smok.

Pewien puzon z orkiestry

Pomylił kiedyś rejestry.

Zafałszował był ostro,

Dostał w czarę prosto.

-- Trochę jakby nie na temat -- rzucił kąśliwie dziennikarz, aby pomniejszyć swoją wpadkę z rymem.

-- Nie wspominałeś, że ma być na temat, a i rym lepszy i fraszka zgrabna -- zauważył smok jak zwykle błyskotliwie.

-- No leć już! -- zawołał zniecierpliwiony dziennikarz, nie chcąc przyznać, że w tym słownym pojedynku to smok był górą.

I polecieli.

Przelatując nad jakąś ciemną plamą, pismak z zawodowej ciekawości zapytał:

-- A to co?

-- Swego czasu ktoś zwiózł tu wszystkie nieudane, połamane, pokręcone opowiadania z portalu Literotica i zwalił na wielką hałdę. A że to literatura ciężkawa, to pewnej nocy jak coś z ponurym rykiem nie łupnie! Powstała czeluść, w którą cały ten cudaczny chłam wpadł i ślad po nim zaginął, grzebiąc nadzieje wielu na zostanie poczytnymi pisarzami.

-- Może i lepiej, że ślad zaginął -- skomentował dziennikarz.

-- Może i lepiej -- zgodził się smok.

Przez jakiś czas panowała cisza. Prawie, bo było słychać świst powietrza opływającego szybko lecącego smoka.

-- Widzisz jak prędko? Wystarczyły trzy zdrowaśki. -- Z dumą i elokwencją wypowiedział się smok londując... hm... lądójąc..., eee... przyziemiając pod rydzem wielkim jak ego niejednego polityka.

-- A niech to marchewa przerośnięta! -- Pismak zmełł w ustach przekleństwo -- Gdzie my jesteśmy?! Nie otake science fiction mi chodziło! Statki kosmiczne, teleporty, kosmici...

-- Aaa takie science fiction! -- Wreszcie załapał smok. -- Chyba tylko powinieneś był powiedzieć „nie o takie" -- nie omieszkał jeszcze popisać się właściwą dla siebie błyskotliwością umysłu Smok Szczęścia.

-- Czepiasz się szczegółów! -- warknął rozeźlony dziennikarz.

-- No dobrze, już się nie denerwuj. Każdy może się pomylić. Za trzy mrugnięcia okiem będziemy na miejscu. Orzeł 1 wystartował, komandorze Koenig! -- ryknął smok, unosząc się spod grzyba.

Cztery mrugnięcia okiem później, bezpiecznie wylądowali na parkingu Międzynarodowego Portu Kosmicznego imienia Lecha Wałęsy w Gdańsku, nieopodal, a może i opodal stanowiska startowego statku kosmicznego CH-UJ1701 „Antrepryza".

-- Kiwi pro kwo! -- zaklął niedyplomatycznie dziennikarz. -- Przez te twoje kłopoty z nawigacją spóźniłem się na lot, który miałem relacjonować.

-- Co się tak pieklisz? Przecież kosmolot jeszcze nie wystartował. Widać ma opóźnienie. Czyli zdążyłeś dzięki mnie. Nie na darmo nazywam się Smokiem Szczęścia! -- I gapiąc się na napis nad głównym budynkiem kosmoportu, dodał ze zdziwieniem: -- Popatrz, ten Wałęsa to niezły agent, żeby tak załatwić sobie nazwanie portu swoim nazwiskiem.

-- „Nazwanie nazwiskiem", kiepsko ci to wyszło jak na inteligentnego smoka.

-- Czepiasz się -- zbagatelizował uwagę smok, zrzucając dziennikarza z grzbietu.

Epizdod 2

Hm... zacznę od przedstawienia siebie. Nazywam się Makaren LaBamba. Redakcja mojego periodyku, „Stosunki Międzygalaktyczne", wysłała mnie, abym zrelacjonował jeden wybrany dzień z życia na statku kosmicznym, który wyrusza w rejs, aby badać nieznane dziwne światy, nawiązywać nowe stosunki międzycywilizacyjne, śmiało przelatywać tam, gdzie jeszcze żaden człowiek nie przeleciał... I tak dalej.

Niestety, przez pierwsze dni lotu nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Poznałem tylko pięć sympatycznych kadetek na praktyce z renomowanego Państwowego Instytutu Pilotażu Astronautycznego w Wąchocku, znanym pod skróconą nazwą „PIPA w Wąchocku". Kadetkami: Katarzyną, Kateřiną, Kataliną, Katariiną i Katarujiną, opiekowała się nie mniej, a może nawet bardziej sympatyczna starsza kujonka Karolina.

Jednak sześć dni później...

-- Ukulele! -- zaklęła siarczyście komandor Jolanta Jąder, dowódczyni statku CH-UJ1701 Antrepryza, z nosem utkwionym w monitorze, na którym widniał komunikat SOS.

Grymas niezadowolenia na twarzy komandor był dla wszystkich zgromadzonych na mostku nawigacyjnym wystarczająco wymowny, aby zrozumieć, że odebrane wezwanie pomocy było jej nie na rękę. Trudno się dziwić, pochodziło z transportowca towarowego, którego jedynym załogantem był kapitan Jan Cipowski, zakała Gwiezdnej Floty.

Krótka dygresja dla niezorientowanych.

Dlaczego zakała Gwiezdnej Floty? Jan Cipowski przyprawiał o ból głowy Główną Administratorkę Osobową Gwiezdnej Floty, a także Naczelne Dowództwo. Jego kontakty z żeńskim personelem floty jakże często kończyły się urlopami macierzyńskimi pań, co powodowało niedobory żeńskiego personelu we flocie. Ogólnie mówiąc, miał dionizyjski styl bycia. Główna Administratorka wezwała nawet kiedyś kapitana Cipowskiego celem reprymendy i udzielenia nagany na piśmie za takie traktowanie stosunków służbowych. Do udzielenia nagany jednak nie doszło, bo kilka miesięcy później Główna Administratorka Osobowa GF udała się na urlop macierzyński.

Komandor nie miała jednak wyjścia. Zgodnie z regulaminem Gwiezdnej Floty, musiała pospieszyć na ratunek.

-- Kierunek według namiaru sygnału SOS! Prędkość WAL-1 -- Twardym, nawykłym do rozkazywania tonem wydała polecenie pilotowi, po czym wciskając przycisk interkomu, powiedziała: -- Zespół ratunkowy na mostek! Starsza kujonka Karolina z kadetkami na mostek! Niech się uczą. -- To ostatnie powiedziała już po zwolnieniu przycisku interkomu.

Wkrótce na mostku zjawiły się trzy kobiety w kombinezonach zespołu ratunkowego, a niedługo potem kadetki ze starszą kujonką Karoliną na czele.

-- Wanda Walikoń melduje zespół ratunkowy gotowy do akcji! -- Zasalutowała służbiście dowódczyni.

-- Teleportujecie się na uszkodzony towarowiec i wyciągniecie z kłopotów jedynego członka załogi, czyli dowódcę! I meldować na bieżąco postępy z akcji! -- wydała polecenie komandor Jolanta Jąder.

-- Rozkaz! -- Trzyosobowy zespół ratunkowy udał się do sali teleportu.

Kilkanaście minut później Wanda Walikoń z dostrzegalnym trudem meldowała z uszkodzonego transportowca:

-- Sytuacja opanowana. Członek... och... bezpieczny! -- I zaraz się poprawiając: -- Członek załogi, pani... komandor... bezpieczny.

W tle słyszalne były jakieś dziwne dźwięki, coś jak „mocniej", „głębiej", „o tak", „jak dobrze", och, oooch", „au" i temu podobne.

-- Co się tam dzieje! -- Komandor Jolanta Jąder była wyraźnie zaniepokojona. -- Co to za zakłócenia?! Wszystko w porządku? Potrzebujecie wsparcia?

Tymczasem, zamiast rzeczowej odpowiedzi dało się słyszeć stłumioną wymianę zdań nieskierowaną do uszu komandor i raczej daleką od profesjonalnego raportu.

-- Teraz ty, Wanda. -- To był męski głos.

-- Ależ kapitanie, proszę nie rozpinać mi skafandra!

-- Cii... nie możesz być przecież gorsza od swoich podwładnych. -- Zamruczał męski głos.

-- Tak, tak, och, i tak nie mam siły -- mamrotała Wanda Walikoń.

-- Natychmiast proszę o meldunek! -- Komandor Jolanta Jąder wykazywała coraz większe zaniepokojenie.

-- Wszystko... tak, tak, wszystko w porządku pani ko... komandor -- wysapała Wanda Walikoń. -- Ooo... panie kapitanie, tak zaskoczył mnie pan od tyłu... Jak dobrze... Hm. Przepraszam pani komandor, ale powrót na Antrepryzę trochę się opóźni... Oooooch! Jak dobrze i głęboko... Tak, penetruj, penetruj, tak dobrze... Dawno nie było mi...

W tym momencie komandor Jolanta Jąder przerwała transmisję. Mimo że była to transmisja cyfrowa, dla wszystkich na mostku stało się jasne, że równocześnie była nacechowana mocnym ładunkiem analogowej, niezwykle erotycznej przyjemności. Być może też innym ładunkiem.

-- Trzeba było wysłać męski zespół -- mruknęła komandor, bardziej do siebie niż do zgromadzonych.

Pół godziny później cały, choć nieco zdyszany, kapitan Cipowski zjawił się na mostku w otoczeniu uśmiechniętych i wyraźnie zadowolonych ratowniczek.

-- Jasiu!!! Żyjesz!!! -- niespodziewanie, nie bacząc na etykietę, wrzasnęła starsza kujonka Karolina i z ogłuszającym wizgiem rzuciła się wprost w ramiona kapitana Cipowskiego niemal w tej samej chwili, w której go dostrzegła. Kadetki zaś nerwowo przestąpiły z nogi na nogę.

Krótka dygresja dla niezorientowanych.

Zapewne niektórych z czytelników mogła zdziwić wyjątkowo emocjonalna reakcja starszej kujonki Karoliny. Jednak spowodowana była długoletnią bliską znajomością z kapitanem Cipowskim, datującą się na czasy liceum. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej o tamtej licealnej znajomości, proponuję otworzyć minet (międzyplanetarna sieć -- dawniej Internet) i wyszukać stosowny materiał wpisując hasło: »Zakompleksiony prawiczek Carla opowiadanie«.

-- Kapitanie Cipowski -- odezwała się komandor Jolanta Jąder -- zaopiekuje się panem personel medyczny, konkretnie siostra Daj-ka. Z pewnością potrzebuje pan teraz wypoczynku. Przygotowałam kwaterę z wygodną koją.

Patrząc na komandor Jolantę Jąder, starszej kujące Karolinie wydało się, że w tym momencie mrugnęła okiem do kapitana Cipowskiego. Być może był to jednak tylko nerwowy tik spowodowany wieloletnią męczącą pracą na stanowisku kierowniczym. Mimo to Karolina poczuła ukłucie zazdrości w trudnym do precyzyjnego zlokalizowania miejscu, gdzieś w okolicy mostka. Było to tym bardziej dezorientujące, albowiem wszyscy akurat znajdowali się na mostku, tyle że dowodzenia.

-- Siostro Daj-ka -- zwróciła się teraz do pięknej długowłosej blondynki o błękitnych niczym Ocean Spokojny oczach w kształcie kurzych jaj, pełniącej na statku funkcję głównej pielęgniarki pokładowej -- proszę zaprowadzić naszego gościa do jego kwatery i służyć pomocą w każdej sprawie. Zapewne nasz gość jest głodny, proszę zapewnić mu także posiłek i nie żałować kompozycji surówkowej z naszej uprawy roślin eko, bio, wege, bezglutenowej, bez GMO, bez MO i z wolnego wybiegu.

-- Rozkaz! -- odpowiedziała dziwnie rozanielona siostra Daj-ka, spoglądając zalotnie w kierunku kapitana Cipowskiego.

Nim jednak zdołała coś więcej powiedzieć, Jasiu posłał jej tak uroczy uśmiech, iż wywołał nim kolejny napad zazdrości starszej kujonki Karoliny, na szczęście krótkotrwały. Całkowicie uzasadniony, bo w odpowiedzi na ten uśmiech siostra Daj-ka niespodziewanie wysunęła swój rozdwojony język, oblizując nim nieskromnie wargi i nos, zamykając przy tym oczy, aby nie dostała się do nich ślina.

Jeszcze jedna krótka dygresja dla niezorientowanych.

Siostra Daj-ka pochodzi z planety Plot-kar, słynącej nie tylko z kobiet o pięknych długich blond włosach wszędzie, ale także będących posiadaczkami długich i ciętych języków. Są również niezwykle wymagające i skrupulatne pod każdym względem, szczególnie seksualnym. Do tego stopnia, że żaden Ziemianin nie zdołał jeszcze w pełni zadowolić mieszkanki planety Plot-kar. Co prawda po Galaktyce krążą słuchy, że jedynym Ziemianinem, któremu się to udało, był kapitan Cipowski, jednak nie ma na to oficjalnego potwierdzenia w dokumentach, więc być może to tylko plotki.

Wkrótce kapitan Cipowski opuścił mostek statku tanecznym krokiem, obejmując wpół siostrę Daj-kę i podśpiewując refren starej pieśni:

Gdzie ta keja, przy niej ten jacht

Gdzie ta koja wymarzona w snach

Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat

Gdzie ta brama na szeroki świat.

Gdzie ta keja, przy niej ten jacht

Gdzie ta koja wymarzona w snach

W każdej chwili płynę w taki rejs

Tylko gdzie to jest, gdzie to jest? *

Zamieszanie i gwar ucichły. Kadetki z uwagą przyglądały się pracy zespołu na mostku, gdy niespodziewanie...

-- Mamjaja! -- zawołała władczo do mikrofonu interkomu komandor, aż kadetki zapiszczały, podskakując. Tymczasem komandor Jolanta Jąder kontynuowała: -- Młodszy pilot Mamjaja zgłosi się na mostek!

Gdy tenże się zjawił i objął stery CH-UJ1701 Antrepryza, komandor zeszła z mostku i udała się w sobie tylko znanym kierunku.

Trzynaście minut i czterdzieści dziewięć sekund później.

Alarm! Alarm meteoroidowy! -- odezwała się sztuczna inteligencja kosmolotu, zwana potocznie „Szin". -- Za siedemnaście minut nastąpi kolizja z rojem meteoroidów. Za pięć minut może dojść do kolizji z forpocztą! Ominięcie roju niemożliwe. Kolizja nieunikniona -- głosiła beznamiętnie infernalne wieści.

-- Ale co? Jak to? Mete... Skąd tu? Czy... -- mamrotał pod nosem bez wątpienia zupełnie zaskoczony młodszy pilot Mamjaja.

Ku zdziwieniu obecnych, jego dezorientacja zaczęła przeradzać się w panikę. Drżącą ręką wcisnął przycisk autopilota i zaraz po nim kolejny z napisem „wspomaganie sterowania przez Szin".

-- Nie mam doświadczenia w przelocie przez rój meteoroidów -- zakomunikowała Szin.

-- Dlaczego? -- drżącym głosem zadał pytanie Mamjaja.

-- Bo jestem sztuczna, a rój meteoroidów prawdziwy. Ty jesteś od pilotażu! Wyłączam się -- rzekła urażona głupim pytaniem.

Młodszy pilot Mamjaja z przerażeniem i bezradnością rozejrzał się po zgromadzonych na mostku.

-- A... Źle się czuję -- jęknął, po czym poderwał się z fotela i trzymając za brzuch, pognał do klopa, porzucając stery Antrepryzy.

Na mostku zapanowała konsternacja, a rój był coraz bliżej. Nastąpiło kilka minut zawieszenia. Z pewnością coś należało zrobić. Tylko kto miałby podjąć decyzję? Normalnie powinien młodszy pilot Mamjaja, ale on zabunkrował się w kiblu! Wpatrzone z nadzieją i przerażeniem w oczach kadetki, w końcu zmusiły starszą kujonkę Karolinę do działania.

-- Katalina, sprawdź, jak tam pilot Mamjaja!

-- Ale on jest w kiblu -- pisnęła Katalina.

-- To co? Wyciągnij go jakoś! Szybko, sytuacja nadzwyczajna!

-- Rozkaz starsza kujonko!

Tymczasem Karolina sięgnęła po rozwiązanie awaryjne. Włączyła kierunkowy interkom.

-- Komandor Jolanta Jąder -- potwierdziła dowódczyni kontakt.

-- Pani komandor, mamy problem na mostku. Rój meteorytów...

-- Meteoroidów. Mamjaja poradzi sobie -- przerwała komandor.

-- No właśnie nie. Całkowicie się rozsypał! Zamknął się w kiblu i nie wychodzi od czterech minut!

-- Dobrze, już idę -- odpowiedziała z lekką zwłoką. W jej głosie pobrzmiewały nuty niezadowolenia. Nim się rozłączyła, do uszu Karoliny dobiegły ciche słowa komandor: -- Jasiu, puść, muszę iść.

Wywołało to kolejny niespodziewany atak zazdrości starszej kujonki. Musiała się jednak opanować. Wydarzenia na mostku wymagały skupienia. To nie był dobry moment, na roztrząsanie, co komandor Jolanta Jąder robiła z Janem Cipowskim w jednej kajucie, tym bardziej że z kibla, gdzie zadekował się pilot Mamjaja, wyszła ze spuszczoną głową samiutka Katalina. Była wyraźnie przygaszona, z płaczliwą miną, a z jej włosów kapała jakaś ciecz.

-- Co się stało? -- zapytała starsza kujonka.

-- Osikał mnie... -- rozpłakała się kadetka Katalina.

-- Katarzyna, Katariina, zajmijcie się Kataliną. Weźcie apteczkę pierwszej pomocy! -- rozkazała starsza kujonka Karolina, nie tracąc zimnej krwi. -- Nie tą! Tą po lewej. Ta po prawej to apteczka ostatniej pomocy! -- doprecyzowała, widząc pomyłkę zestresowanych kadetek.

Zaraz potem coś walnęło w statek, aż iskry się posypały. Marchew przegniła!, zaklęła w myślach Karolina. To ta forpoczta. Jeśli statek wpadnie w główny rój bez pilota, to... Starsza kujonka niczym nożem przerwała coraz mroczniejszy tok myśli. Nie czas na dramatyzowanie! Za chwilę doświadczona komandor Jolanta Jąder opanuje sytuację.

Kilkadziesiąt sekund później, ktoś załomotał do drzwi wejściowych na mostek. Zaraz potem rozległ się trzask interkomu, a po nim głos komandor Jolanty Jąder:

-- Nie można otworzyć drzwi! Chyba się zacięły! Spróbujcie od środka!

Starsza kujonka natychmiast podskoczyła do drzwi i wcisnęła czerwony przycisk awaryjnego otwierania. Coś zazgrzytało, zawarczało, ale drzwi nie drgnęły. Pozostało spróbować ręcznie, ale i to nie przyniosło rezultatu.

-- Kateřina do mnie! -- Przywołała najsilniejszą fizycznie kadetkę.

Obie stękając, próbowały ręcznie przynajmniej uchylić drzwi. Bez rezultatu. Zdesperowana starsza kujonka Karolina ponownie walnęła, tym razem z całej siły, w przycisk awaryjnego otwierania. Uszkodzony przycisk wystrzelił ze ściany jak z procy, coś ponownie zazgrzytało, zawarczało, ale znowu bez efektu. Drzwi nie drgnęły.

To ta forpoczta musiała zablokować drzwi, pomyślała Karolina. Spróbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w historii Gwiezdnej Floty doszło do takiego wypadku, żeby nie można było dostać się na mostek dowodzenia z powodu uszkodzonych drzwi. I nie była w stanie przypomnieć sobie takiego precedensu. Cóż, kiedyś zawsze musi być ten pierwszy raz, westchnęła filozoficznie. Teleportacja na mostek! Zabłysnął w głowie starszej kujonki Karoliny pomysł. Jednak jak szybko zabłysnął, tak równie szybko zgasł. Ze względów bezpieczeństwa na pokładzie statku teleportacja była niemożliwa.

12