Okazja

Story Info
Overnight return by bus the cause of a pleasant surprise.
3.8k words
5
181
00
Share this Story

Font Size

Default Font Size

Font Spacing

Default Font Spacing

Font Face

Default Font Face

Reading Theme

Default Theme (White)
You need to Log In or Sign Up to have your customization saved in your Literotica profile.
PUBLIC BETA

Note: You can change font size, font face, and turn on dark mode by clicking the "A" icon tab in the Story Info Box.

You can temporarily switch back to a Classic Literotica® experience during our ongoing public Beta testing. Please consider leaving feedback on issues you experience or suggest improvements.

Click here

Był maj, a ja miałam wówczas osiemnaście lat. Pojechałam na szkolną całodniową wycieczkę autokarową po górach, a dokładniej po różnych wartych zwiedzenia miejscach, głównie zabytkach historycznych. Tak naprawdę, to nie chciałam jechać, ale mama wręcz wymusiła na mnie udział w tej wycieczce. Rozerwiesz się, zobaczysz coś ciekawego -- tłumaczyła mi. A może nawet kogoś ciekawego poznasz -- zawsze uśmiechała się przy tych słowach, bo oczywiście miała na myśli chłopaka.

Nigdy nie chciała przyjąć do wiadomości, że jestem taką „szarą myszką" i niepewnie, źle czuję się w większej grupie. Dlatego nie miałam ochoty jechać. W liceum miałam tak naprawdę tylko jedną koleżankę, też taką „szarą myszkę", pewnie to nas połączyło. Trzymałyśmy się razem przez całe liceum.

Kiedy jednak mama stwierdziła, że już opłaciła wycieczkę, klamka zapadła. Chcąc nie chcąc, musiałam się zgodzić. Początkowo zamierzałam wybrać się w spodniach, wydawały mi się o wiele praktyczniejsze na wyjazd niż spódnica. Mama jednak stwierdziła: „Przez cały dzień będzie upał, nie będziesz się kisić w spodniach". I dosłownie wcisnęła mnie w „praktyczną", zwiewną czarną spódniczkę do połowy ud. Spodnie za to, wraz z drugą bluzeczką powędrowały do plecaka, jako rozwiązanie awaryjne na wypadek „czegoś nieprzewidzianego", według mamy. Na wszelki wypadek zapakowała mi też lekką, letnią kurteczkę z kapturem, „gdyby miało się rozpadać albo gdyby nagle się ochłodziło". Do kompletu zapakowałam nowe białe figi, bo jak nie omieszkała przypomnieć mama: „Nie będziesz przecież chodzić w tych samych majtkach przez cały dzień". Jakby było komu zaglądać mi pod spódnicę. Takimi dziewczynami jak ja, nikt się nie interesuje.

Opiekunami naszej grupy były dwie panie nauczycielki, później dołączył jeszcze przewodnik, i z ramienia Komitetu rodzicielskiego jeden z rodziców. W pierwszym momencie go nie skojarzyłam, ale potem wydało mi się, że to ojciec takiego Pawła, z którym się uczyłam. Tego chłopaka nie lubiłam, ale ojciec to co innego. Barczysty, widać, że silny mężczyzna, pewny siebie, przystojny i z brodą wokół twarzy. „Brodaci" zawsze mnie pociągali, a ten miał wszystkie, według mnie, atuty „prawdziwego" mężczyzny. Nie ukrywam, po prostu robił na mnie wstrząsające wrażenie, może przez kontrast z jego synem. Szkoda tylko, że taki stary. Jakieś dwa i pół raza starszy ode mnie. Straszne. Wychowywał samotnie Pawła, chłopak nie ma matki. Początkowo współczułam Pawłowi, gdy jednak ot tak zaczął dokuczać, wyśmiewać mnie i moją przyjaciółkę, znielubiłam go. Nic przecież mu nie zrobiłyśmy!

Co ciekawe, pan Ryszard nie tylko na mnie robił wrażenie. Widziałam, jak przed wyjazdem rozmawiał z nauczycielkami, obie wyraźnie mizdrzyły się, co chwilę chichocząc z tego, co powiedział. Obserwując, byłam pewna, że gdyby na trochę zostali sami, bez problemu obie by powyobracał, aż tylko by piszczały. Na pewno.

Rozglądając się przed wejściem do autokaru, z ulgą zauważyłam, że z mojej klasy byłam tylko ja. To lepiej, że nikt mnie nie zna.

* * *

Wycieczka powoli dobiegała końca. Przed kolacją, korzystając z okazji, że jesteśmy w restauracji, poszłam do kibelka i założyłam „zapasową" koszulkę i zgodnie ze wskazówkami mamy, jednak zmieniłam majtki. Przez cały dzień było gorąco, ale nie powiedziałabym, że upalnie. W jednym musiałam przyznać mamie rację: spódniczka sprawdziła się doskonale.

Ostatnim punktem wycieczki było widowisko z cyklu „światło i dźwięk", o dwudziestej drugiej, w ruinach zamku, związane z historią tegoż zamku. Wybuchy, duchy, krzyki i cała historia, zrobiła na mnie duże wrażenie. Mimo że trwało około czterdziestu pięciu minut (nawet tu dopadła mnie szkoła), nie nudziłam się ani chwili. Całość zaczęła się z dziesięciominutowym opóźnieniem, więc gdy schodziliśmy z zamku na parking, gdzie stał nasz autokar, dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Późna pora, cały dzień wrażeń, w większości na nogach, zrobiło swoje. Padałam na nos ze zmęczenia. Jedyne czego teraz pragnęłam, to znaleźć się w swoim ukochanym łóżku i spać, spać i spać, a przynajmniej być już w autokarze, bo do domu czekała nas jeszcze prawie dwugodzinna podróż. Bycie niepopularną ma też swoje zalety. Miejsce w autokarze obok mnie było puste, więc mogłam się wygodnie rozłożyć.

Autokar ruszył i kilka minut później zgasły światła. Wszyscy byli tak wymęczeni, że powoli zasypiali, w czym pomagał monotonny warkot silnika. Gdyby jeszcze tak nie trzęsło, droga była w nie najlepszym stanie, można byłoby się poczuć jak w domu. Mimo tych wstrząsów ja też zapadałam w coś w rodzaju snu.

Niespodziewanie moje zmysły gwałtownie się wyostrzyły. Na nieosłoniętej spódnicą części uda spoczęła czyjaś dłoń. Gwałtownie spojrzałam przestraszonymi oczami na sąsiedni fotel, który powinien być pusty. W bladym świetle przenikającym przez szyby dostrzegłam postać z brodą. Szybko się uspokoiłam, spuszczając oczy. Głupio mi się zrobiło, że tak się wystraszyłam.

-- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. -- Mężczyzna wydawał się skonfundowany moją reakcją. -- Ty chyba chodzisz z moim Pawłem do IV D, zgadza się?

Wraz z końcem pytania, jego dłoń opuściła moje udo. Dziwne, ale poczułam rozczarowanie z tego powodu.

-- Taak... a skąd pan wie? -- odpowiedziałam lekko zdezorientowana.

-- Na liście uczniów oprócz imion i nazwisk jest jeszcze wyszczególnione z której klasy.

-- Ano tak, nie pomyślałam -- uśmiechnęłam się zawstydzona tak głupim pytaniem. Przecież wiedziałam.

-- Masz na imię Magdalena?

-- Tak... zgadza się...

-- A ja Ryszard.

-- Ale proszę mi mówić Magda -- uzupełniłam.

-- W takim razie ty mów mi Rysiek -- mrugnął okiem. Zaśmiałam się cicho.

W ten sposób zaczęliśmy rozmowę. Tak naprawdę na początku to on mnie pytał, ciągnął za język, ale potem niezauważenie rozmowa stała się swobodniejsza. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zrobiła czegoś głupiego. Zaraz, gdy zachichotałam po jego zabawnej wypowiedzi, spojrzałam na twarz mężczyzny z zamiarem odpowiedzi, którą, jak mi się wydawało, miałam na końcu języka. Jednak nie miałam. Zamiast tego, przygryzłam tylko ze zdenerwowania dolną wargę, po czym oblizałam usta językiem. Natychmiast spuściłam głowę, zawstydzona. Na pewno się zaczerwieniłam, bo policzki, a już szczególnie uszy, piekły mnie. Dobrze, że w autokarze było ciemno. „Co ty wyprawiasz, dziewczyno, kompromitujesz się", zaraz skarciłam się w myślach. Było jednak za późno. Mleko się rozlało.

Gdy tak siedziałam ze spuszczoną głową, wstydząc się, poczułam ponownie dłoń mężczyzny na udzie. Po chwili delikatnie przesunęła się tak, że jeden czy dwa palce znalazły się pod spódnicą. Serce zaczęło mocniej mi bić. Co on robi? Co chce? -- jęknęłam w myślach odrobinę spanikowana. Nie powinien mnie tak męczyć.

Nic jednak nie zrobiłam. Nawet nie drgnęłam. Pewnie dlatego... właściwie nie wiem. Pewnie dla zwykłej dziewczyny nie byłoby to nic nadzwyczajnego, bez namysłu zabrałaby dłoń mężczyzny z uda, ale mnie, takiej nic nieznaczącej szarej myszce zakiełkowała w głowie nieśmiała myśl, że może mu się podobam.

On również nic więcej nie robił. Napięcie we mnie z każdą chwilą narastało coraz bardziej, serce już łomotało, a ja miałam wrażenie, jakby ktoś nacisnął na pilocie stop-klatkę. Podświadomie oczekiwałam na jakiś ruch ze strony mężczyzny. Obojętnie co, ale niech się wydarzy, bo zaraz tego nie wytrzymam. A tu jak na złość, przez długie sekundy nic a nic. I gdy już wydawało mi się, że chyba nie dam rady wytrwać w tym pełnym napięcia oczekiwaniu i sama coś, cokolwiek zrobię, dłoń mężczyzny delikatnie wsunęła się między uda, łaskocząc koniuszkami palców. Moje zmysły były tak napięte, że w jednej chwili przeniknęła mnie fala ciarek, aż drgnęłam, wydając z siebie cichy pomruk.

Chciałam coś powiedzieć, kontynuować rozmowę, nawet wyrzuciłam z siebie jakąś monosylabę, równocześnie zerkając na moment na mojego rozmówcę, ale zamilkłam, tym razem z powodu przesunięcia ręki przez mężczyznę aż do kolana. Nie na długo. Zaraz, pieszcząc wewnętrzną stronę uda, powróciła, tym razem stopniowo, bez pośpiechu zagłębiając się pod spódnicą. Wzięłam mocniejsze dwa czy trzy szybkie oddechy, zaskoczona wydarzeniem, czując, jak gwałtownie się podniecam, jak płatki warg sromowych budzą się przyjemnie do życia. Ręka mężczyzny podwinęła spódnicę tak, że większa część ud była odsłonięta, lecz zatrzymała się, nie osiągnąwszy celu. Odruchowo spojrzałam na niego z wyrazem oczekiwania, chociaż w tej ciemności, możliwe, że widział tylko moje błyszczące oczy. Dłuższą chwilę tak patrzyliśmy na siebie nieruchomo, jak posągi, zanim ręka wznowiła wędrówkę, sekundę potem bez przeszkód dotykając krocza w najbardziej wrażliwym miejscu. Otworzyłam usta, wydając z siebie cichy szept, westchnienie, chyba na równi wywołany zdziwieniem śmiałością mężczyzny i przyjemnością.

Mimo wszystko spłoszyłam się tym dotykiem, bo odruchowo zacisnęłam uda. Szybkim ruchem głowy spojrzałam na „miejsce akcji", ale było osłonięte skrawkiem spódnicy. Po tym, wywołanym dotykiem mojego skarbu lekkim szoku, ponownie rozchyliłam nogi, umożliwiając dalsze pieszczoty. Spódnica, mimo że luźna, nieco przeszkadzała, siedziałam przecież na niej i nie dało się jej całkowicie od przodu podwinąć. Mężczyźnie było niewygodnie, a i ja czułam potrzebę obserwowania wszystkiego, co się dzieje. Uniosłam się więc odrobinę i zadarłam tył spódnicy tak, bym siedziała tylko na majtkach. Przód zadarłam jeszcze wyżej. W bladym świetle księżyca przenikającym przez szyby autokaru jasną bielą odcinał się trójkąt fig a na nim męska dłoń poruszająca się coraz to inaczej, aby nie wpaść w rutynę i znużenie, czasami błądząc opuszkami palców po udach, doprowadzając mnie, można powiedzieć, do szaleństwa z podniecenia. Z ust w rytm ruchu ręki mężczyzny wydobywały się tylko ciche syknięcia, zapewne i tak stłumione przez silnik autokaru. Nie miałam wątpliwości, że ów mężczyzna doskonale zna anatomię ciała kobiety i wie jak dostarczyć nieziemskiej przyjemności. A to, że mogłam wszystko obserwować, jeszcze bardziej nakręcało moje zmysły. Miejsce, które zwykle było pilnie chronione, teraz było dostępne. Miałam wrażenie, że wręcz bezbronne, ale ja nie chciałam się bronić. Nie chciałam nawet, aby teraz już cokolwiek ode mnie zależało. Chciałam, tylko aby ta przyjemność trwała i trwała, i była coraz większa. Rozchyliłam jeszcze szerzej nogi, jak dalece pozwalał mi fotel, w którym siedziałam, czerpiąc jeszcze więcej przyjemności z pieszczot. Błoga rozkosz zaczęła gasić świadomość. Powoli zamknęłam oczy, cicho wzdychając raz za razem.

Zatracając się w przyjemności, usłyszałam niespodziewanie na granicy słuchu jakby zgrzyt. Dłuższą chwilę później skojarzyło mi się to z zamkiem błyskawicznym. Otworzyłam oczy i kątem oka dostrzegłam ruch obok. Zobaczyłam, że z rozpiętych spodni mężczyzny, w górę dumnie pręży się członek w pełnym wzwodzie. Wydał mi się niezwykle duży i gruby. Chociaż bardziej prawdopodobne, że magia nocy i przesuwające się cienie, zadziałały na wyobraźnię, wyolbrzymiając w moich oczach ten obiekt. Mężczyzna ostrożnie bawił się nim.

Ten widok zaognił mi zmysły, powodując jeszcze silniejszy napływ śluzu w pochwie. Bałam się, że zaraz moje majtki staną się wręcz mokre, bo druga ręka mężczyzny nadal operowała na nich i w bliskiej okolicy. Na takie skrupuły było jednak za późno. Co będzie, to będzie. Będą mokre, trudno. Nie mogłam niestety zachowywać się zbyt głośno, byliśmy przecież w autokarze pełnym ludzi. Tłumiłam więc chęć jęków. Patrząc na tego drągala, niespodziewanie zapragnęłam poczuć go w sobie. Nie obawiałam się, że dla mnie, drobnej dziewczyny, będzie za duży. Nie czułam przed nim strachu. Wiedziałam, że pochwa jest rozciągliwa i obojętnie, duży czy mały, gruby czy chudy, każdy będzie pasował. Moja pochwa sama się dostosuje. Byle poczuć go w sobie.

Mężczyzna, spostrzegłszy, że nie spuszczam oczu z jego przyrodzenia, zatrzymał ruch obu dłoni i zbliżając twarz do mojego ucha, szepnął łagodnie:

-- Nachyl się i weź do buzi.

Ja jednak ułożyłam sobie już inny plan. Właściwie nie musiałam nawet układać. Pojawił się głowie samoistnie w jednej chwili. Miałam pewność, że takiej okazji nie mogę przepuścić, bo następna może mi trafić się nie szybko. Nawet bardzo nieszybko. Może dopiero za rok albo dwa?

Jeszcze niedawno byłam zupełnie wykończona, marzyłam tylko o śnie w swoim łóżku. Teraz po zmęczeniu nie było ani śladu. Moje kobiece zmysły pracowały na pełnych obrotach. Po słowach mężczyzny, zamiast spełnić jego zachciankę, chyżo, ale uważnie, rozejrzałam się po najbliższych podróżnych. Wszyscy wymęczeni długą wycieczką mocno spali. Wiedziałam, że teraz mam „bezpieczne" dni, jednak w myślach szybko sprawdziłam ponownie, abym na pewno nie popełniła błędu.

Przygodny seks zdarzył mi się już prawie rok temu. Jeden, jedyny raz i była to całkowita porażka, aż nie chce mi się o tym myśleć, ani pamiętać. Teraz czułam, że nadszedł czas na moje „pięć minut", na moich warunkach, jak się uda. Powoli, bez gwałtownych ruchów, by przypadkowo kogoś nie zbudzić, okrakiem zawisłam nad udami mężczyzny, po drodze nieznacznie zsuwając majtki z pupy, aby nie opinały mnie ciasno. Jedną ręką ujęłam u nasady prężącego się penisa i omal nie zemdlałam z wrażenia, gdy uświadomiłam sobie, za co trzymam dorosłego mężczyznę. Po krótkiej chwili wahania, potrzebnej mi na odzyskanie równowagi psychicznej, drugą ręką sięgnęłam pod spódnicę, odsuwając na bok majtki w kroku. Ostrożnie, powoli, aby wykonać to dobrze, usiłowałam nacelować główkę penisa na przedsionek pochwy. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe. Opierałam się praktycznie tylko na zgiętych nogach, a autokarem trzęsło. Jednak dla zdeterminowanej dziewczyny, wszystko jest możliwe i nie za trudne. Gdy poczułam, że cała główka penisa wniknęła do pochwy, naparłam mocniej. Twardy korzeń mężczyzny z pewnym oporem, ale bez przeszkód wnikał coraz głębiej w moje ciało. Ten opór sprawiał mi dodatkową przyjemność.

Pierwszy raz w życiu tak mocno, pełnymi zmysłami, czułam, jak członek rozpycha ścianki pochwy, drażniąc coraz dalsze komórki czuciowe, wnikając w głębię, dostarczając mi, z każdą chwilą, bardziej intensywnych, wręcz zagęszczających się wrażeń. W końcu poczułam, że jest już cały. Również pierwszy raz uprawiałam seks w takiej pozycji, nie mając doświadczenia, na początku zaczęłam wykonywać delikatne ruchy, z obawy, aby nic złego się nie stało. Szybko, zupełnie podświadomie, zaczęłam poszukiwać takiego ułożenia ruchów, które zapewnią mi maksimum przyjemności. Nie wiem, czy mi się to udało, przecież tak naprawdę jeszcze nie znałam dobrze swojego ciała, ale ostrożne drażnienie pochwy przestało mi wystarczać. Bezwstydnie zaczęłam „ujeżdżać" mężczyznę, to podnosząc się, to opadając na jego członku. Ciekawe, że dopiero teraz facet podjął aktywne działania. Może zaskoczyłam go tym „nadzianiem" się? A może... sama nie wiem. W każdym razie wstępnie pozwalał mi robić to, na co miałam ochotę, teraz łapiąc za biodra, coraz mocniej przejmował inicjatywę. Nawet nie wiem, w którym momencie zgraliśmy się całkowicie, ale dzięki temu zaczęło mi się robić bosko przyjemnie. Mój komfort pogarszał tylko fakt, że cały czas musiałam być cicho. Od początku było mi gorąco, teraz jednak czułam, że na moim ciele zaczynają pojawiać się kropelki potu, ale zupełnie nie zwracałam na to uwagi. Powoli ogarniała mnie euforia. Byłam po prostu... No cóż...

Do tej pory, jak dziewczyny mówiły „byłam rżnięta", „rżnął mnie jak szalony", oburzałam się na takie sformułowanie. Wydawało mi się poniżające. Teraz jednak nie jestem w stanie znaleźć czegoś bardziej adekwatnego. Tak, byłam rżnięta! Może facet ze względu na pozycję i okoliczności, w jakich się znajdowaliśmy, nie rżnął mnie jak szalony, ale na pewno solidnie i bez wytchnienia. Po kilku minutach chyba cała byłam mokra od potu, a ogień, który ów mężczyzna rozpalał we mnie, coraz silniejszy, aż do momentu, w którym odniosłam nieodparte wrażenie, że dochodzę. Tym razem nie udało mi się stłumić, chociaż cichego jęku. Zaraz jednak zamilkłam, niezdolna do wydania z siebie głosu. Po całym ciele rozlała się błoga przyjemność, aż pociemniało w oczach. Najgorsze, że facet nie przestawał i dalej mnie rżnął, dostarczając morderczej, ale jakże słodkiej przyjemności. Dopiero gdy pierwsze fajerwerki zaczęły wygasać w mojej głowie, mężczyzna cicho, gardłowo jęknął, równocześnie ściskając mnie mocniej za biodra.

Instynktownie cała zamarłam. To tak, jakby nagle zapadła cisza. I w tej ciszy zaraz poczułam jakby delikatne drżenie w pochwie i jakby coś odrobinę cieplejszego tam się pojawiło. Nie od razu, dopiero po chwili dotarło do mojej świadomości, że to, co czuję, to wytrysk. Drugi raz w życiu, we mnie pojawiło się męskie nasienie. Tym razem jednak było inaczej niż za pierwszym razem. Było mi dobrze, wręcz euforycznie i błogo zarazem, a ciepło promieniujące z podbrzusza, jeszcze podsycało tę błogość. Nie zdołałam znowu całkiem pohamować się i z moich ust wyrwało się nieproszone, ciche „och...". Zaraz potem opadłam lekko na tors mężczyzny, przytulając się mocno. Ów delikatnie, z przerwami, przesuwał dłonią po moich plecach, a w międzyczasie jego dłoń wędrowała wyżej, palcami wplatając się we włosy. W tej chwili nie czułam się „szarą myszką", tamta dziewczyna gdzieś zniknęła, czułam się piękną królewną z baśni. Ta baśń jednak nie mogła mieć dobrego zakończenia, ale nie zaprzątałam sobie nim głowy. Czerpałam jak najwięcej z chwili, z tego niezwykłego zespolenia ciała i duszy. Bałam się ruszyć, bałam się, że jeśli teraz spróbuję wysunąć z pochwy penisa, zaboli mnie. Dlatego czekałam, aż ten siłami natury sam ze mnie się wysunie. Nie chciałam też niczego zmieniać, bo było to przyjemne, nadal czuć w sobie tego mężczyznę.

W końcu stało się to, co musiało. Z trudem, ledwo żywa zeszłam z kolan mężczyzny, siadając na swoim fotelu, wcześniej odruchowo poprawiając majtki i wygładzając spódnicę. Trudy wycieczki i seksu wróciły ze zdwojoną siłą. Wszystkie mięśnie mnie bolały, byłam wykończona i osłabiona, jak nigdy dotąd, ale szczęśliwa. Mimo wszystko, z uśmiechem na twarzy, przytuliłam się do swojego mężczyzny. „Tak mi dobrze" - mruknęłam, zamykając oczy. Nie wiem, czy usłyszał. Pewnie silnik autokaru zagłuszył moje ciche słowa. Chwilę po tym spałam. Pamiętam jeszcze, że pomyślałam niezbyt rozsądnie, ale to już było na wpół śnie, na wpół jawie: „z takim mężczyzną mogłabym mieć dzieci".

Obudziły mnie jasne światła zapalone w autokarze. Obok nikogo nie było. Pan Ryszard za to stał na przedzie autokaru z mikrofonem w ręce. Kilkanaście sekund później z głośników rozległ się jego głos:

Uwaga wycieczkowicze! Właśnie dojeżdżamy. Za dziesięć, piętnaście minut będziemy na miejscu. Proszę pochować wszystkie własne rzeczy do plecaków i sprawdzić, czy nic nie zostało. Jeśli ktoś jeszcze śpi, obudzić! Mam nadzieję, że wycieczka się podobała, zobaczyliście, poznaliście wiele nowych rzeczy związanych z burzliwymi losami naszego kraju i wynieśliście dużo pozytywnych, mocnych wrażeń. Nie tylko fantów z muzeum. -- W autokarze rozległ się śmiech. -- Dziękuję w imieniu Komitetu rodzicielskiego, jako organizatora wycieczki, za udział.

Przy słowach „pozytywnych, mocnych wrażeń", wydało mi się, że na moment spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się szeroko, choć on pewnie tego nie zauważył.

Mikrofon został wyłączony. Pan Ryszard chwilę porozmawiał z jedną z nauczycielek, po czym ruszył wzdłuż rzędów autobusu, sprawdzając, czy uczniowie wykonali polecenie. Gdy podszedł do mnie, usiadł na chwilę obok.

-- Jak się czujesz? -- zapytał.

-- Doskonale -- odpowiedziałam cała rozpromieniona, mimo potężnego zmęczenia, które nadal mnie nie opuszczało.

-- To dobrze, cieszę się. -- Mrugnął niespodziewanie okiem. Zaraz potem wstał, kontynuując obchód.

Autokar rozwoził ludzi po mieście. Po niektórych wychodzili rodzice. Po mnie też chciała wyjść mama, ale uparłam się, że nie. Od przystanku, na którym zatrzymywał się autokar, do domu miałam nie więcej niż dwieście metrów. Mimo to teraz żałowałam, że muszę wracać sama. Zrobiło się jakoś pusto i smutno. Na szczęście w domu, po powitaniu z mamą, humor mi wrócił. Będąc jednak już u siebie, w bezpiecznym domu, mój organizm puścił na całego. Po całodziennych wrażeniach i nie będę ukrywała -- nocnych, poczułam się nawet nie padnięta, a wręcz zdechła ze zmęczenia. Omal nie zasnęłam pod prysznicem! Zaraz potem, nawet nie mówiąc mamie „dobranoc", rzuciłam się do łóżka, natychmiast zasypiając kamiennym snem.

12