Milczące Porozumienie

Story Info
Trójkąt, który musi pozostać tajemnicą.
7.2k words
0
1.2k
00
Share this Story

Font Size

Default Font Size

Font Spacing

Default Font Spacing

Font Face

Default Font Face

Reading Theme

Default Theme (White)
You need to Log In or Sign Up to have your customization saved in your Literotica profile.
PUBLIC BETA

Note: You can change font size, font face, and turn on dark mode by clicking the "A" icon tab in the Story Info Box.

You can temporarily switch back to a Classic Literotica® experience during our ongoing public Beta testing. Please consider leaving feedback on issues you experience or suggest improvements.

Click here

1. POBOCZE SZOSY

Stary Mercedes migał światłami awaryjnymi, spod uniesionej maski buchały kłęby pary. W pobliżu unieruchomionego samochodu krzątały się cztery osoby.

Mariola Pilch oparła się o tylny błotnik, zaciągnęła papierosem i powiodła wzrokiem po towarzyszących jej chłopcach. A raczej młodych mężczyznach, poprawiła się w myślach. Patryk, jej syn, miał już dziewiętnaście lat. Dawno temu, gdy stracił ojca (a Mariola męża), repetował klasę, więc jego najbliżsi koledzy byli o rok młodsi.

Patryk był wysoki, muskularny i przystojny. Od pół roku miał stałą dziewczynę, Joasię i Mariola nie wątpiła, że strefa erotyczna ich życia ma się dobrze - choć nie myślała o tym często, bowiem czuła się nieswojo. Nie zgadywała nawet, ile dziewczyn przed Joasią uprawiało seks z jej synem.

W tej chwili Patryk oddalił się od Mercedesa, z komórką przy uchu wyszedł na wzniesienie i próbował wezwać pomoc drogową.

Przyjaciele Patryka w niczym go nie przypominali.

Grzesiek miał nadwagę i więcej osób ze szkoły znało go jako Grubego, niż Grzegorza. Był miły, miał pogodne nastawienie i bardzo dobrze radził sobie z przedmiotami ścisłymi.

Maciek był niski, chudy i tak nieśmiały, że Mariola zastanawiała się, czy to nie była jakaś łagodna forma autyzmu. Wszyscy, łącznie z rodzicami, nazywali go Cichy. Tylko Mariola Pilch czasem wołała na niego "Maciek", żeby upewnić się, że chłopiec wciąż reaguje na własne imię.

Złapała się na tym, że znowu do jej myśli wkradł się "chłopiec". Jednak w przypadku drobnego Cichego, to słowo przychodziło łatwo.

Poza tym... czy na pewno Gruby i Cichy to już mężczyźni? Może i mieli dowody osobiste, ale Mariola była prawie pewna, że nagie piersi i cipki widzieli dotąd tylko na zdjęciach.

Ponownie zganiła się w myślach. Pomijając to, że w tej chwili mieli poważniejsze problemy, jak na przykład zepsute auto, to myślenie w kontekście seksualnym o przyjacielach jej syna, których znała odkąd mieli po dziesięć lat, było zwyczajnie niewłaściwe.

Co było z nią nie tak? Na pewno wiosna sprawiała, że czuła się bardziej pobudzona... Ale przede wszystkim chyba zaczynała się leczyć ze Stefana.

Po śmierci męża długo była sama - nie potrafiła się pozbierać, skupiła się na wychowaniu syna... Ale w końcu, cztery lata temu, kogoś znalazła. I przez trzy lata było dobrze. Dopóki Stefan nie wyjechał pracować w Norwegii, gdzie spotkał jakąś babę dla której zostawił Mariolę.

Minął rok i stłamszony popęd, zachęcony wiosną, zaczął wychodzić z ukrycia.

Rozmyślania przerwał samochód, który zatrzymał się przy jej Mercedesie.

- Można w czymś pomóc? - zapytał przez otwarte okno kierowca. Zwrócił się do Cichego, który stał najbliżej.

Cichy posłał błagalne spojrzenie Grubemu. Grzesiek natychmiast podszedł bliżej.

- Dziękujemy, ale jeszcze nie wiemy na pewno - oznajmił z uśmiechem. - Dzwonimy po pomoc drogową, ale są problemy z zasięgiem...

- Mogę was zaholować do jakiegoś mechanika.

- To automat, lepiej nie holować. Dlatego wzywamy lawetę.

Nieznajomy życzył im szczęścia i odjechał, akurat gdy Patryk wrócił do Mercedesa.

- Laweta będzie najwcześniej za dwie godziny - oznajmił.

- Czyli co dalej? - zapytał Gruby.

- To zależy od was.

- Jak daleko jest do działki?

- Powiedziałbym, że z sześć albo osiem kilometrów - odparł Patryk.

- Kawał drogi...

- Dwie godziny powolnym spacerkiem. Dojdziecie o trzynastej, a nawet jak o czternastej, to ciągle macie kawał dnia.

- A jak wrócimy? Merca naprawisz do wieczora?

- Merc na razie zamieszka u mechanika. Pożyczę auto Joasi i przyjadę po was wieczorem.

- Może zagłosujmy - zaproponował Gruby. - Kto jest za tym, żeby iść na piechotę na działkę?

Popatrzyli po sobie.

Mariola chciała podnieść rękę, ale było jej niezręcznie być pierwszą. Ostatecznie, chłopcy... pardon, młodzi mężczyźni, wyświadczali jej przysługę. Po marszu do celu czeka ich wycięcie zeschniętej jabłonki i przekopanie grządek. Fakt, potem będzie grill, ale nie chciała ich naciskać.

W końcu Cichy uniósł dłoń.

- I tak na dzisiaj nie mamy innych planów - powiedział.

Mariola posłała mu uśmiech i też podniosła rękę.

- No dobrze. Czyli idziemy - westchnął Gruby.

2. DWA ALBO TRZY KILOMETRY OD DZIAŁKI PILCHÓW

Mariola niosła siatkę z jedzeniem na grilla, Gruby piłę łańcuchową i pięciolitrowy kanister z paliwem, a Cichy torby z butelkami wody mineralnej, sokiem pomarańczowym i nalewką wiśniową.

Na początku marszu Gruby i Mariola rozmawiali o bzdurach, Cichy z rzadka wtrącał zdanie, ale w miarę pokonywania kolejnych kilometrów rozmowa cichła.

Zaczynali martwić się panującym zaduchem i nadciągającymi ołowianymi chmurami. Poprzedniego dnia sprawdzili prognozę pogody - według której najgorsze, co mogło się dzisiaj dziać, to przelotny deszcz. Teraz wyglądało na to, że znaleźli się prosto na drodze burzy.

- A potem i tak będą się chwalić, że mają sprawdzalność dziewięćdziesiąt osiem procent - mruczał pod nosem Gruby.

Po dalszych kilkunastu minutach marszu, burza przestała grozić swoim nadejściem i po prostu się rozpętała.

Parli naprzód, jedno za drugim, najpierw Cichy, za nim Mariola, a na końcu Gruby, smagani podmuchami wiatru i strugami deszczu. Temperatura spadła z okolic trzydziestu stopni w pobliże piętnastu, więc czuli się tak, jakby trafili w arktyczny sztorm.

- Nie wiem, czy dzisiaj jeszcze cokolwiek na tej działce zrobimy - powiedział Gruby.

Cichy, nie zwalniając, spojrzał za siebie.

- Najpierw dojdźmy na miejsce, potem się zastanowimy! - rzucił przez ramię. - Na razie może zgaśmy telefony!

- Boisz się, że piorun cię trafi w komórkę?

- Nie, nie chcę jej przemoczyć!

- Mój jest wodoodporny!

- Ja tam swój gaszę - oznajmił Cichy.

Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na pani Pilch.

Długie, kasztanowe włosy mamy Patryka ociekały wodą i przylepiały się do twarzy. Przemoczone dżinsy przyklejały się do zgrabnych nóg. Jasna bluzeczka wyglądała, jakby właśnie wystąpiła w wyborach miss mokrego podkoszulka, opinając ciężkie piersi. Przez cienki, nasączony deszczem materiał prześwitywał biustonosz. Na obu krągłościach wyraźnie rysowały się drobne wzniesienia brodawek.

Cichy z trudem oderwał oczy od sterczących sutków pani Pilch. Natychmiast zaczął patrzeć przed siebie, czując rosnącą erekcję.

Nie zauważyła, że się na nią gapił, ponieważ była zajęta wyłączaniem telefonu.

Pioruny rozorały niebo, grzmoty dało się fizycznie odczuć jako falę uderzeniową.

- Może powinniśmy się położyć na ziemi? - wykrzyczał Cichy.

- Już prawie jesteśmy! Zresztą, jak co, to walnie w jakieś drzewo! - odwrzasnął Gruby.

Jak na zawołanie, piorun uderzył w topolę po przeciwnej stronie drogi.

Padli na ziemię, ogłuszeni i oślepieni.

Mariola natychmiast się poderwała i ruszyła biegiem. Gruby i Cichy podążyli za nią, Grzesiek ze sporym trudem, walcząc z piłą i kanistrem.

Cichy spojrzał za siebie. Trafione drzewo przewróciło się na drogę. Nie był pewien, czy czubek wylądował dokładnie tam, gdzie znajdowali się w chwili uderzenia pioruna, ale możliwe, że tak było.

Wciąż dzwoniło mu w uszach a przed oczami miał powidoki łuku elektrycznego. Zauważył jednak, że o ile Gruby dzielnie niósł swoje brzemię, to mama Patryka miała puste dłonie. Zapasy jedzenia zostały gdzieś w przydrożnym rowie.

W strugach zimnego deszczu dobiegli do skrzyżowania z gruntową dróżką. Skręcili w nią, ślizgając się w błocie pokonali kilkaset metrów i znaleźli się przed bramą działki Pilchów.

Cichy pomyślał, że teraz pewnie okaże się, że klucze do bramy i chatki zostały w Mercedesie.

3. DZIAŁKA PILCHÓW

Cichy patrzył, jak mama Patryka pospiesznie otwiera kłódkę na bramie. Starała się lewą ręką zasłaniać stwardniałe sutki. Cichy uznał to za próżny trud - sam już doskonale przyjrzał się jej biustowi, a teraz okazję wykorzystywał Gruby.

Poganiani nieustannymi eksplozjami grzmotów, prześlizgnęli się przez uchyloną bramę, niedbale ją za sobą zamknęli i popędzili do chatki.

Budynek miał powierzchnię jakiś dziesięciu metrów kwadratowych, jedno spadzisty dach, pojedyncze okno i zasadniczo służył przechowywaniu wszystkich narzędzi niezbędnych na działce.

Poza narzędziami w środku znajdował się składany stolik turystyczny i stara, wąska kanapa. Oświetlenie - słabe, jak tania świeczka - dawała naftowa lampa, którą natychmiast zapalili przemoknięci Cichy i Gruby. W zbiorniku chlupotała resztka nafty, nie mieli zapasu, więc nie odważyli się zwiększyć płomienia.

Wnętrze chatki było od jesieni nie wietrzone i odpowiednio do tego pachniało. Ważne jednak było to, że w środku było sucho i cieplej niż na zewnątrz.

Mariola i Cichy upewnili się, że woda nie dostała się do wnętrz ich telefonów.

- Nie mam zasięgu - oznajmiła Mariola, sprawdziwszy swoją komórkę. Mówiła podniesionym głosem, wszyscy wciąż byli ogłuszeni uderzeniem pioruna w drzewo przy drodze.

- Ja też nie.

- Ani ja.

- No trudno. Gdyby się okazało, że Patryk nie da rady dzisiaj po nas przyjechać, jakoś damy sobie radę - westchnęła. Zdjęła z haczyka mały ręcznik, który zwykle służył do wycierania po umyciu rąk w balii z deszczówką. - Tym maleństwem raczej się nie wysuszymy...

- Niech sobie pani wysuszy włosy - powiedział Gruby. - Bo jeszcze jakieś zapalenie zatok się przypęta.

Mariola poszła za jego radą. Gdy jej kasztanowe włosy już nie ociekały wodą, a były zaledwie wilgotne, kichnęła. Adrenalina zaczęła opadać i zdała sobie sprawę, jak bardzo było jej zimno.

- Chłopcy... Chyba pora na tę nalewkę.

- Najlepsza przeciw przeziębieniu - zgodził się Gruby.

Cichy rozlał nalewkę do trzech plastikowych kubków. Mariola usiadła na kanapie, Gruby i Cichy oparli się o ściany. Powoli sączyli, czując jak słodki alkohol rozgrzewa ich od środka.

Burza szalała, nawałnica uderzała w chatkę, półmrok co chwila rozświetlały błyskawice.

- Wcale nie odpuszcza - mruknął Gruby. W wyciu wiatru i łomocie wielkich kropel deszczu o blaszany dach, ledwie dało się go usłyszeć.

Cichy wzruszył ramionami i wstrząsnął nim dreszcz. Widząc to, Mariola się skrzywiła. Nalewka grzała od środka, w chatce wcale nie było zimno... ale przemoczone ubrania na skórze były jak lodowate okłady.

- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę wysuszyć ciuchy - oznajmiła. Zsunęła buty i skarpetki, zdjęła bluzkę, wstała i rozpięła dżinsy. Czuła na sobie spojrzenia Grubego i Cichego, ale postanowiła nie zwracać na nie uwagi. Ostatecznie, nie była naga, prawda? Wciąż miała na sobie majtki i biustonosz. Poza tym w chatce było prawie ciemno.

Rozłożyła wszystkie elementy garderoby na styliskach łopat, grabi i pozostałych narzędzi ogrodniczych, żeby choć trochę wyschły i wróciła na kanapę.

Cichy zatrząsł się jeszcze raz, pokręcił głową i rozebrał się do slipek. Gruby również zdjął buty, spodnie i t-shirt, zostając w klejących się do ciała bokserkach. Zdejmując ubrania, obaj starali się ustawić tyłem do pani Pilch, a następnie szybko przykucnęli pod ścianami.

Mariolą targnęły mieszane uczucia. Czuła zażenowanie i może nawet odrobinę oburzenia, na myśl o tym, że najlepsi przyjaciele jej syna mają erekcje. Było jej trochę ich żal - bo choć starali się ukryć przed nią swoje podniecenie, to musieli zdawać sobie sprawę, że było to bezskuteczne i zapewne też czuli zażenowanie. Niespodziewanie poczuła też nasilające się ciepło w dolnej części brzucha - po raz pierwszy, odkąd Stefan zostawił ją dla jakiejś młodej dziwki. Świadomość, że wciąż jest dość atrakcyjna, aby dwóm młodym mężczyznom interesy stanęły na baczność, była krzepiąca. Wręcz terapeutyczna.

Co doprowadziło Mariolę do ostatniego uczucia w emocjonalnym koktajlu. Wdzięczności. I z tej właśnie wdzięczności postanowiła ignorować wzwody otyłego Grześka i zamkniętego w sobie Maćka. Co za różnica, sztywni, czy miękcy? To wciąż byli ci sami porządni młodzi faceci, dotąd dobrzy uczniowie, wkrótce studenci, stroniący od papierosów, nie biorący narkotyków, lojalni i dobrze wychowani. Zresztą, za jakiś czas zrobi im się tak zimno, że oba penisy nieśmiało wycofają się w stan spoczynku, prawda?

Nad chatką przewalił się kolejny grzmot.

- Naprawdę te ciuchy mają szanse wyschnąć? - wątpił Gruby.

- Zależy, jak długo będziemy czekać na Patryka - odparła Mariola, przekrzykując nieustępującą nawałnicę. Siedziała na środku kanapy, z założonymi nogami, jedną ręką bezwiednie osłaniając biust. W drugiej trzymała kubek z nalewką. - Nawet, jeśli nie wyschną, to przynajmniej na razie w nich nie marzniemy.

- Ile czasu może potrzebować Patryk, żeby pożyczyć auto?

- Najpierw musi odstawić Merca do warsztatu - zauważył Cichy.

- Poza tym nie wiadomo, czy jakieś drzewa nie zawaliły się na drogi - powiedziała Mariola. Zatrzęsła się. Jedno zwaliło się na pewno. Mogłaby przysiąc, że poczuła podmuch na twarzy, gdy runęło.

Uświadomiła sobie, że o mały włos szlag nie trafił czegoś ważniejszego, niż miły dzień z grillem, kiełbaskami i po drinku dla chłopaków. Gdyby to drzewo upadło ze dwa metry obok...

Cichy coś powiedział, ale jego słowa utonęły w deszczowej kanonadzie. Gruby otworzył usta, ale zanim cokolwiek się z nich wydobyło, ogłuszył ich potężny grom.

- Chłopcy, w ogóle was nie słyszę! - krzyknęła Mariola. - Siadajcie! - klepnęła dłonią siedzisko kanapy.

Zawahali się.

Mariola jeszcze raz poklepała miejsce obok siebie i kiwnęła głową.

W końcu Gruby wstał... a raczej, prawie wstał. Uniósł się z podłogi i zgięty w pół zbliżył się do kanapy i usiadł obok mamy Patryka.

- Maciek, chodź - Mariola popędziła Cichego.

Cichy jeszcze przez chwilę się wahał, ale wreszcie wstał. W przeciwieństwie do Grubego, wyprostował się i zdecydowanym krokiem postąpił ku kanapie. Szybko wcisnął się na miejsce, między podłokietnikiem kanapy a panią Pilch.

Czuł się zagubiony.

Wdychał zapach perfum mamy Patryka. Kiedy zewnętrzne strony ich ramion się zetknęły, o mało nie podskoczył, czując jej gorącą skórę. Miał na sobie tylko przemoczone slipy, w najmniejszym stopniu nie maskujące wzwodu. Starsza kobieta obok niego była w samej bieliźnie i w słabym blasku lampy naftowej, zerkając ukradkiem, widział zarys brodawek, sterczących, jakby usiłowały przebić się przez biustonosz.

Pragnął zerwać ten biustonosz, ująć w dłonie jej piersi, masować cudowne krągłości, ucałować i posmakować twarde sutki...

ALE. To była matka jego przyjaciela. Gdyby teraz cokolwiek zaryzykował i został odtrącony... Nic nigdy nie byłoby takie samo.

A przy drugim boku pani Pilch siedział Gruby. Gdyby Cichy był z nią sam... Gdyby oboje wypili trochę więcej nalewki... Ale tak?

Chłopie, staraj się myśleć o algebrze. O Drugim Rozbiorze Polski. Tak długo, aż ciśnienie w slipkach opadnie. Jak wrócisz do domu, zwalisz konia i nie wydarzy się nic... niewłaściwego i nieodwracalnego.

Mijały minuty, a burza zelżała tylko odrobinę. Lampa naftowa zaskwierczała i zgasła.

Wypili całą nalewkę - ale nikt nie czuł się pijany. Rozmowa się nie kleiła. Od czasu do czasu ktoś wciskał między grzmoty jakieś zdanie, ale odpowiedzią były półsłówka.

Mariola starała się nie ruszać. Czuła parcie na pęcherz. Problem w tym, że w chatce nie było ubikacji. Za potrzebą szło się w krzaki bzu, rosnące na granicy działki. Nie zamierzała iść tam teraz po ciemku - choć od zgonu lampy naftowej, jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Nie, dopóki trwała ulewa. Wolała siedzieć w bezruchu, z zaciśniętymi udami, zwalczając chęć wiercenia się w obawie, że to tylko bardziej rozpali żar pulsujący w jej szparce.

Przypomniała sobie jedną z ostatnich nocy ze Stefanem, zanim wyjechał do krainy fiordów. Skończyli się kochać, leżała na nim, czuła jego nasienie, leniwie sączące się z jej rozpalonego wnętrza.

- Jak myślisz, może spróbowalibyśmy czegoś nowego? - zapytał Stefan zdyszanym głosem.

- Co chodzi ci po głowie? A raczej, po tym, tutaj? - zachichotała, ściskając w dłoni mięknącego penisa.

- A może tak... trójkącik? - powiedział nieśmiało.

- Z kim? - zapytała, czując coś zimnego w brzuchu. Pomyślała, że zaproponuje swoją byłą dziewczynę, albo może prostytutkę.

- Może z Tadkiem? - powiedział.

O mało nie parsknęła śmiechem. Tadek był szefem Stefana. Do tego był równie atrakcyjny, co wypchana hiena.

Mariola zbyła propozycję Stefana żartem, a on nigdy nie podjął tematu. Później, gdy już ją zostawił dla norweskiej latawicy, przyszło jej do głowy, że gdyby się wtedy zgodziła na ten trójkąt, to może Stefan dostałby awans albo podwyżkę i nie zdecydowałby się na wyjazd... Ale wolała tak nie myśleć. Jedna rzecz, kiedy facet zostawia cię dla młodszej, ale gdyby okazało się, że był zasranym alfonsem...

W każdym razie, aż dotąd Mariola wzdragała się na samą myśl o seksie z dwoma partnerami naraz.

Aż do teraz.

Bowiem w tej chwili siedziała wtulona między dwóch młodych mężczyzn, pachnących szamponem i wodą po goleniu. Jej ramiona dotykały ich ramion, wzbudzając łaknienie mocniejszego ciepła, większego kontaktu skóry ze skórą. Była świadoma, że obaj chłopcy co jakiś czas zerkali na jej biust, którego już nie usiłowała osłaniać ramieniem. Oni sycili oczy, więc, aby było sprawiedliwie, ona co jakiś czas zerkała na namioty, sterczące w ich bieliźnie.

Mariola myślała o trójkątach i zastanawiała się, czy przyjaciele jej syna potrafiliby dochować tajemnicy, gdy rozległ się dzwonek jej telefonu.

Poderwała się i schwyciła aparat leżący na stoliku, obok zgaszonej lampy naftowej. Przez chwilę rozmawiała, rozłączyła się i odwróciła z uśmiechem.

- Ledwo go słychać, ale zrozumiałam, że jadą po nas z Adrianem - oznajmiła.

Adrian był kolegą Patryka, z lekka zbzikowanym na punkcie swojego samochodu.

- Mówił, że powinni być za jakieś piętnaście minut pod bramą - ciągnęła Mariola, zakładając wilgotne dżinsy. - Ubierajcie się.

Zatoczyła się i z trudem złapała równowagę. Roześmiała się, gdy okazało się, obaj chłopcy mają ten sam problem. Wypita na puste żołądki nalewka miała silniejszy efekt, niż się z początku wydawało.

4. DROGA PRZY BRAMIE WJAZDOWEJ NA DZIAŁKĘ PILCHÓW

W padającym deszczu, chichocząc i potykając się, opuścili działkę, pokonali gruntową, pełną błocka drogę i dotarli na szosę. Wypatrywali świateł Volkswagena Adriana. Póki co, nic nie mąciło ciemności.

W końcu Mariola podjęła decyzję.

- Przepraszam chłopcy, muszę iść na stronę - oznajmiła.

Obaj szybko skupili się na wpatrywaniu się w szosę.

Mariola cofnęła się na kilka kroków od drogi, zsunęła spodnie do kolan i przykucnęła. Opróżniła pęcherz i delektowała się promieniującą od podbrzusza ulgą.

Skończyła i podniosła się, gdy szumiący we krwi alkohol wbił kij w tryby jej organizmu. Zatoczyła się, poślizgnęła i wpadła tyłem do przydrożnego rowu. Krzyknęła rozdzierająco, wylądowawszy pupą w lodowatej wodzie.

Gruby i Cichy, na granicy paniki, przybiegli i zaczęli ją wołać.

- Tutaj, w rowie! - krzyknęła. Nogi, a co najważniejsze: spodnie i bieliznę, trzymała w górze, aby nie wpadły do błota, wypełniającego rów. Dłonie ślizgały się i wyrywały z rozmokłego gruntu trawę, w poszukiwaniu oparcia.

Zobaczyła pochylających się nad nią Grubego i Cichego. Grzesiek zaświecił jej w twarz latarką w telefonie komórkowym.

Obaj bez zastanowienia schwycili ją za ramiona i wciągnęli na twardy ląd. Gdy stanęła na nogach, natychmiast spróbowała uwolnić ręce z uścisku chłopców. Zachwiała się przy tym, a oni odruchowo schwycili ją jeszcze mocniej.

Gruby zamarł, jedną ręką trzymając ramię pani Pilch, a drugą świecąc na nią zimnym blaskiem LED-owej latarki. Stał ze wzrokiem wbitym we włosy łonowe matki przyjaciela. Cichy również wchłonął widok ciemnego, trójkątnego gąszczu, ale szybko się otrząsnął. Natychmiast zdarł z siebie t-shirt i przyklęknął przy zaskoczonej mamie Patryka. Owinął swoją koszulkę wokół jej pupy, zasłaniając też wzgórek łonowy.

- Żeby jak najmniej błota spłynęło na pani ubranie - wyjaśnił zdumionej pani Pilch, wciąż mającej problem z utrzymaniem równowagi i podtrzymywanej przez Grubego.

Nie czekając na jej reakcję, energicznie wytarł swoją koszulką pośladki mamy Patryka. Zaraz powie mi, żebym przestał, przemknęło mu przez głowę.