Milczące Porozumienie

PUBLIC BETA

Note: You can change font size, font face, and turn on dark mode by clicking the "A" icon tab in the Story Info Box.

You can temporarily switch back to a Classic Literotica® experience during our ongoing public Beta testing. Please consider leaving feedback on issues you experience or suggest improvements.

Click here

Mariola usiłowała pozbierać myśli. Czuła dłonie Maćka, stanowczymi ruchami wycierające jej pośladki. Była zszokowana tym, że obaj chłopcy ujrzeli ją bez majtek. Jednocześnie miała wrażenie, że Cichy starał się jej pomóc. Przecież natychmiast osłonił jej nagość, prawda? Poruszyła ustami, ale nie wydobyła z nich żadnego dźwięku. Nie wiedziała, co powiedzieć. Odruchowe "Przestań!" mogłoby być zbyt ostre, prawda?

Dłonie Cichego przesunęły się z pośladków na uda. Szybkie, zdecydowane ruchy, na pewno nie pieszczoty, uznała. Maciek nie zwalniając, wytarł też wewnętrzne strony jej ud, zaczynając od kolan i kierując się w górę. Jeśli dotrze za wysoko, jeśli spróbuje dotknąć jej rozpalonej, mokrej szczeliny, wtedy...

Zatrzymał się najwyżej o grubość palca od jej krocza.

Cichy zawahał się na ułamek sekundy. Popatrzył w górę, prosto w jej zaszklone oczy i znowu przesunął dłonie.

Zaczął wycierać jej wzgórek łonowy.

Mariola nagle wyobraziła sobie, co by było, gdyby w tej chwili nadjechał Patryk z Adrianem. Położyła dłoń na włosach Cichego i delikatnie go odepchnęła. Chłopak wstał, patrząc na nią niepewnie.

Starannie wytarła swoją owłosioną cipkę, upewniając się, że na szosie wciąż nie rozbłysnęły światła nadjeżdżającego samochodu Adriana. Obróciła się tyłem do Cichego i Grubego.

- I jak? - rzuciła przez ramię. - Mam tyłek na tyle czysty, żeby spokojnie się ubrać?

Gruby wyczuł, że gdyby teraz któryś z nich powiedział, że są jeszcze jakieś miejsca, które trzeba poprawić, albo co gorsza od razu rzucił się na nią ze szmatą, straciliby wszystko. Szczerze mówiąc, gdyby miał powiedzieć, co takiego do tej pory zyskali, że dałoby się to utracić, nie byłby w stanie ubrać tego w słowa. Niemniej nie zamierzał tego ryzykować.

- W porządku, nic się nie pobrudzi - oznajmił. - Przynajmniej nie bardziej.

Mariola podciągnęła majtki i spodnie. Obróciła się i oddała t-shirt Cichemu, który wzruszył ramionami i nie patrząc odrzucił go do rowu. W świetle komórkowej latarki Grubego zobaczyła, że obaj znowu są podnieceni.

Przez głowę znowu przemknęła jej scena przyjazdu Patryka. Jej syn i Adrian zobaczą ją, przemoczoną, ze sterczącymi sutkami, a obok niej dwóch przyjaciół, jednego bez koszulki, z wyraźnymi namiotami w spodniach.

W jej nasączonym alkoholem i hormonami umyśle rozkwitła następująca myśl: z tym ostatnim problemem przynajmniej można coś zrobić.

Przyłożyła palec do ust, nakazując milczenie.

- Zgaś to - szeptem poleciła Grześkowi. Gruby posłusznie wyłączył latarkę i schował aparat.

Zbliżyła się i stanęła naprzeciwko nich. Była tak blisko, że czuła ciepło bijące od ich młodych ciał. Położyła dłonie na ich kroczach, potarła oba penisy przez materiał. Przesunęła dłonie wyżej, dotykając skóry samymi końcami paznokci. Wsunęła prawą dłoń pod koszulkę Grubego, lewą pieściła nagi brzuch Cichego.

W milczącym porozumieniu obaj młodzi mężczyźni rozpięli spodnie i wyswobodzili swoje członki. Obaj położyli dłonie na jej ramionach - Cichy swoją prawą na jej lewym, Gruby lewą na prawym.

Mariola ujęła oba kutasy. Były tak gorące, jakby miały poparzyć jej palce. Przesuwała dłonie, ściskając mocniej i słabiej, stopniowo zwiększała tempo, żeby nagle zwolnić, podrażnić moszny opuszkami palców, przesunąć paznokciami po spodnich stronach penisów, po czym znowu ściskać i trzepać.

To nie trwało długo. Gruby pierwszy pchnął biodrami, jęknął i znieruchomiał, posyłając swoje nasienie w ciemność na poboczu drogi. Cichy zrobił to samo kilkanaście sekund później.

Gdy obaj skończyli, Mariola wypuściła ich ze swych dłoni. Przyciągnęli ją bliżej i jednocześnie się do niej przytulili. Stali tak przez kilka minut, dzieląc się ciepłem, aż w oddali dostrzegli światła nadjeżdżającego samochodu.

5. VOLKSWAGEN ADRIANA

Passat Adriana zatrzymał się tuż przed nimi. Gruby schwycił klamkę tylnych drzwi i otworzył je na całą szerokość, włączając tym samym oświetlenie kabiny. Zauważył, że tylne siedzenia samochodu były przykryte dwoma kocami, jednym na siedzisku, drugim na oparciu. Adrian przewidział, że jego pasażerowie będą ociekać wodą. Grzesiek ujął pod ramię panią Pilch i pomógł jej wsiąść do samochodu. Jednocześnie Cichy podbiegł do drzwi po drugiej stronie i też wskoczył do środka. Gruby wsiadł ostatni. Młodzi mężczyźni ponownie mieli między sobą mamę Patryka - z tą różnicą, że kanapa wozu Adriana była nieco węższa, niż ta w chatce, więc siedzieli przytuleni do siebie jeszcze mocniej.

Zatrzasnęli drzwiczki i w kabinie zapadła ciemność, jedynie twarz kierowcy podświetlał słaby blask wskaźników na tablicy rozdzielczej.

- Gdybym wiedział, że aż tak wam doleje, podjechalibyśmy pod samą chatkę - oznajmił Patryk, gdy Adrian zawracał samochód. Musiał podnieść głos, aby przekrzyczeć basujący z głośników utwór.

- Zakopalibyście się - odparł Gruby. - Wszystko tam zmieniło się w błocko. Cichy poświęcił podkoszulek, żeby dało się je wytrzeć!

- No, chyba że tak... Dopadło was jak już byliście na działce, czy wcześniej?

- Dużo wcześniej!

Gruby i Mariola pokrótce opowiedzieli, jak dopadła ich burza i jak o mały włos nie zwaliło się na nich drzewo.

- Wyjątkowo pechowy dzień - podsumował Patryk.

Streścił im, jak dotarł do mechanika, który zdiagnozował u Mercedesa Pilchów kosztowną usterkę. Następnie okazało się, że Joasia pożyczyła auto swojej matce i nie mogła im pomóc. Dopiero wieczorem udało mu się złapać Adriana.

Rozmowa zeszła na temat naprawy Mercedesa. Cichy od początku nie brał w niej udziału, Mariola szybko przestała zabierać głos, po niej uczynił to Gruby, aż dialog odbywał się tylko na przednich siedzeniach. Nikomu to nie przeszkadzało - Adrian rozmawiał z Patrykiem o samochodach, czyli o tym, co uwielbiał nad życie, a pasażerowie na kanapie z tyłu nie musieli już przekrzykiwać dudnienia hip-hopu.

Mariola rozmyślała nad tym, co zaszło między nią a przyjaciółmi jej syna - i nad możliwymi konsekwencjami - gdy poczuła dłoń na swoim prawym udzie. Zerknęła na Grubego: z kamienną twarzą wpatrywał się w mrok za szybą samochodu.

Nagle na drugim udzie poczuła dotyk Cichego. Obaj, jakby w porozumieniu, delikatnie ścisnęli jej skryte pod wilgotnymi dżinsami ciało.

Na myśl o tym, że mogliby ją pieścić tuż za plecami jej syna, żar w jej podbrzuszu na nowo przybrał na sile. Szybko jednak opanowała się, przypominając sobie, że już wkrótce Volkswagen wjedzie na obszar zabudowany, czyli oświetlony latarniami. Gdyby wydała z siebie choć jeden odgłos, Patryk obróciłby się i ujrzał swoich przyjaciół obmacujących przez dżinsy jego matkę.

Ujęła oba nadgarstki i odsunęła ich ręce. Do końca podróży trzymali je przy sobie.

6. KOREK NA OBWODNICY

Kiedy w strugach deszczu Cichy Maciek podbiegł do Mercedesa Pilchów i wskoczył na miejsce pasażera, nie wiedział, że za kierownicą siedziała mama Patryka.

- Dzień dobry - przywitał się zdumiony.

- Cześć - powiedziała Mariola, wrzucając bieg. - Patrykowi coś wyskoczyło.

- Coś z Joasią? - domyślił się.

- Coś z Joasią - uśmiechnęła się pani Pilch. - Miałam dać ci znać, że odbiorę cię zamiast niego, ale trochę pogubiłam drogę i zapomniałam zadzwonić. Długo czekałeś?

- Kilka minut, żaden problem. Stałem pod dachem.

Zerknął kątem oka na mamę Patryka. Miała rozpuszczone włosy i lekki makijaż. Była ubrana w białą bluzkę, czarną spódniczkę i ciemne rajstopy albo pończochy. Poczuł nagły wzrost temperatury poniżej pasa.

- Opowiadaj - ponagliła. - Jak poszło?

- Myślę, że dobrze. Kilka trudnych pytań, ale chyba sobie poradziłem.

- Na pewno ci się udało - uśmiechnęła się. - A nawet, jeśli zabraknie ci kilku punktów, to nie koniec świata. Zostaniesz studentem za rok. Nie martw się na zapas.

- I tak się martwię - wyznał. - Ale w tej chwili, tak naprawdę, to ciągle ręce mi się trzęsą. Bałem się tego egzaminu, jak niczego w życiu.

Przed Mercedesem rozświetliła się czerwienią cała obwodnica. Pani Pilch zatrzymała się za poprzedzającym ich minibusem. Po prawej mieli TIR-a, za nimi stanął wysoki van.

- Co tym razem? - westchnęła, czując, jakby jej samochód otaczał stalowy mur.

- Pewnie jakiś kretyn rajdował w tym deszczu i się rozbił - odparł Maciek. Bezwiednie wystukiwał nerwowy rytm na uchwycie w drzwiczkach.

- Dalej się denerwujesz? Przecież już po wszystkim...

- Wiem, ale... - wzruszył ramionami.

- Spokojnie - uśmiechnęła się pani Pilch. - Jeśli tylko włożyłeś czerwoną bieliznę na szczęście, nie masz się czym przejmować.

- Myślałem, że to tylko na studniówkę...

- Naukowo dowiedziony fakt - mama Patryka pokiwała głową z udawaną powagą. - Czerwona bielizna zawsze przynosi szczęście.

- No to będę mieć pecha - westchnął Maciek. - Nie ubrałem nic czerwonego. Nic.

- W takim razie oficjalnie dzielę się z tobą moim szczęściem - odparła ze śmiechem.

- Ma pani na sobie coś czerwonego?

- Oczywiście.

- Co konkretnie?

- Konkretnie, to majtki.

- Tylko tak pani mówi, żeby poprawić mi humor.

Mariola rozejrzała się. Nie mogła ze swojego miejsca dostrzec kierowców w otaczających Mercedesa pojazdach, uznała więc, że oni też jej nie widzą.

Popatrzyła w oczy Maćkowi i przyłożyła palec do ust. Młody mężczyzna znieruchomiał, nie odrywając od niej oczu.

Mama Patryka poluzowała pas bezpieczeństwa, uniosła pupę z siedzenia i podciągnęła spódniczkę do bioder, ukazując kremowe ciało nad tkaniną pończoch. Szybkim ruchem zsunęła majtki do kolan, usiadła w fotelu, nachyliła się i zsunęła je do końca. Wręczyła Cichemu Maćkowi czerwone figi.

Przyjaciel jej syna zbliżył zwinięte w kulkę majtki do twarzy i z rozkoszą wciągnął ich aromat. Rozporek jego spodni naprężył się, wypychany przez sztywniejący członek. Na ten widok Mariola poczuła, że jej wnętrze zalewa wilgotny ukrop. Wsunęła dłoń pod spódniczkę i przesunęła palcem po swojej rozpalonej szparce. Wyciągnęła rękę ku Maćkowi, który natychmiast odłożył jej majtki i zlizał wilgoć z jej palca.

Ujęła Cichego za nadgarstek i wsunęła jego dłoń pod spódniczkę. Natychmiast nakrył jej wzgórek łonowy, pieszcząc ukrytą przed światem gęstwinę włosów. Jęknęła, gdy przesunął opuszkami po rozchylających się wargach jej cipki, delikatnie muskając łechtaczkę. Zagłębił w jej śliskim wnętrzu palec, napierał, wsuwał, jednocześnie naciskając kciukiem jej najwrażliwsze miejsce. Kolejno wciskał w nią następne palce, zwiększając tempo pieszczot.

Mariola oddychała coraz ciężej, pojękiwała i czuła zbierającą się w kąciku ust ślinę. Nagle Maciek rozcapierzył wypełniające ją palce, otwierając szeroko jej szparkę. Cichy nachylił się, wsunął w nią palce drugiej dłoni i zaczął gwałtownie pocierać jej wnętrze. Po kilku sekundach jego ataku, świadoma, że być może kierowca TIR-a widzi, co dzieje się w Mercedesie, krzyknęła, gdy całe jej ciało zalały spazmy orgazmu.

Maciek zabrał prawą rękę i oparł się w fotelu pasażera. Palcami lewej nadal ją pieścił, tym razem w żółwim tempie.

Mariola złapała oddech i sięgnęła do rozporka młodego mężczyzny. Ujęła penis przez tkaninę bokserek i zaledwie kilkoma ruchami doprowadziła go do wytrysku.

Maciek zapiął rozporek i podał jej czerwone majtki.

- Zachowaj na szczęście - powiedziała, poprawiając spódniczkę.

7. PARK MIĘDZY OSIEDLAMI MIESZKALNYMI

Deszcz był dostatecznie intensywny, aby wypędzić z parku wszystkich, poza wyprowadzającymi psy i uprawiającymi jogging.

Gruby Grzesiek od niedawna zaliczał się do tych drugich.

Zaczął od ograniczenia słodyczy i tłustego żarcia. To był bardzo dobry początek, ale nie wystarczający, aby pozbyć się wszystkich zbędnych kilogramów. Bieganie - a przynajmniej truchtanie - było proste i nie wymagało finansowych nakładów większych od zakupu porządnych butów.

Kłopot polegał na tym, że rezultaty nie były widoczne od razu... a wręcz odwrotnie, odkąd zaczął biegać, czuł się gorzej. Bolały go stawy i mięśnie, a głód czuł dotkliwiej niż kiedykolwiek. Mimo to nie poddawał się. Co drugi dzień ubierał stary dres, buty i ruszał do parku, gdzie pokonywał boczne alejki, starając się unikać większych skupisk spacerowiczów.

Po tygodniu zaczął tracić zapał. I kto wie, czy wtedy nie skończyłaby się jego przygoda z bieganiem, gdyby na swojej bocznej, nieuczęszczanej trasie nie spotkał mamy Patryka.

Mariola Pilch utrzymywała formę pilnując diety, gimnastykując się i biegając. Nie miała regularnej trasy, nie starała się osiągnąć jakiegoś arbitralnie ustalonego dystansu czy czasu - po prostu biegła tak długo i daleko, na ile akurat miała ochotę. Na spoconego, zasapanego Grześka wpadła zupełnym przypadkiem.

Ucieszyła się, widząc, że Gruby zaczął dbać o swoją kondycję fizyczną. Rozmawiając z nim, jednak wyczuła, że młody mężczyzna za każdym razem potrzebuje całej siły woli, aby założyć buty i zacząć bieg. Zaproponowała, że mogą biegać razem, powiedzmy dwa razy w tygodniu.

Grzesiek nie chciał jej rozczarować. Zgodził się, niepewny, czego się spodziewać. Uznał, że w najgorszym wypadku nie podda się i będzie nadal biegał, wyrabiając kondycję. W najlepszym... cóż, w najlepszym może uda mu się zbliżyć do mamy Patryka. Odkąd wrócili ze zbombardowanej burzą działki, ich relacja wróciła do normy - wszystko uprzejme i stosowne, a cokolwiek między nimi zaszło, skryło się pod zasłoną milczenia.

Gruby przekonał się, że bieganie też jest uprzejme i stosowne. Po prostu, dwie osoby biegnąc obok siebie, jedna motywująca drugą, aby nie wrzucić butów do biegnącej za parkiem rzeki i nie wrócić do spędzania wolnego czasu na oglądaniu filmów i graniu w kolejne części GTA.

Biegali razem od dwóch tygodni. Grzesiek starał się nadążać i nie wymuszać częstych postojów. Mariola zrezygnowała ze swobodnego podejścia do trasy i zwykle biegli tą samą drogą, aby Gruby poczuł, że idzie mu coraz lepiej.

Tego deszczowego dnia biegli stałą trasą, przez park, do mostu nad rzeką i z powrotem.

Jak zawsze zatrzymali się na moście. Było to miejsce, gdzie Grzesiek potrzebował pięciu minut przerwy, aby złapać oddech. Normalnie opierali się o balustradę i patrzyli na płynącą dwa metry niżej wodę. Rzeka była tutaj uregulowana, beton i płaskie kamienie zamykały jej kształt w rozciągnięty łuk. W dole biegu, jakieś pięćdziesiąt metrów za mostkiem, utworzyła się błotnista łacha, porośnięta niskimi chwastami. Czasem można było popatrzeć na żyjące na niej kaczki.

Tym razem na rwącej wodzie nie dało się wypatrzeć żadnych zwierząt. Gruby nie zdążył nawet porządnie się oprzeć o balustradę, gdy przejeżdżający samochód rozchlapał kałużę i musieli pospiesznie uskoczyć.

- Może zejdziemy na dół? - Grzesiek wskazał betonowe schodki, wiodące pod most.

Mariola niepewnie wychyliła się przez barierkę. Deszcz nie padał dostatecznie długo, aby rzeka wezbrała, wyłożone kamieniami brzegi wyglądały na suche. Kiwnęła głową i ostrożnie zeszli pod most.

Grzesiek oparł się o ścianę poznaczoną tagami graficiarzy i ciężko oddychał. Czuł pulsowanie własnej krwi, słyszał szumy deszczu i płynącej rzeki, co chwilę rozlegał się pomruk przejeżdżającego mostem samochodu.

Podniósł głowę i popatrzył na matkę Patryka. Stała bokiem do niego, dość blisko brzegu i wpatrywała się rwący nurt. Dresowe, luźne spodnie skrywały jej zgrabne nogi, ale t-shirt, nasiąknięty deszczem, opinał jej biust. Kasztanowe włosy, spięte w koński ogon, przemoczone pociemniały i wydawały się niemal czarne. Przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę.

- Potrzebuję jeszcze chwili - wysapał Grzesiek. - Ale jeśli pani musi, to niech pani wraca beze mnie...

Mariola pokręciła głową.

- Spokojnie, nie zaczęło mi się spieszyć - pokręciła głową. - Tylko muszę iść na stronę...

Przez chwilę się wahała, po czym wykonała znajomy gest: przyłożyła palec do ust, nakazując milczenie.

Ze wzrokiem utkwionym w twarzy Grześka, zsunęła pospiesznie spodnie do kolan i przykucnęła. Siusiała, obserwując spod przymrużonych powiek, jak młodemu mężczyźnie wybrzuszało się kroczę.

Grzesiek oderwał się od ściany i powoli zbliżył do kucającej mamy Patryka. Kiedy skończyła, ujął jej ramiona i pomógł wstać. Objął ją, przesunął dłonie po plecach w dół, aż zacisnął je na krągłych pośladkach. Całował jej szyję, zaciągał się aromatem perfum. Przycisnął twardą męskość do jej podbrzusza, pchnął biodrami, cicho jęknął.

Pani Pilch ułożyła swoje dłonie na jego ramionach i stanowczo nacisnęła. Posłusznie opadł na kolana. Ujęła jego głowę i przycisnęła do owłosionego wzgórka łonowego.

Grzesiek jedną dłonią ściskał pośladek starszej kobiety, drugą masował jej udo. Językiem przesuwał wzdłuż wilgotnej szczeliny, jak najdalej, po czym wracał, aż do łechtaczki, na której składał mocny pocałunek, drugi, kolejny, delikatnie na nią dmuchał i trącał czubkiem języka, aby znów ruszyć wzdłuż nabrzmiałych warg sromowych. Musnął je opuszkami palców, usta przyssał do łechtaczki.

Mama Patryka jęknęła, gdy wsunął w nią palce, wskazujący i duży. Masował jej rozpalone wnętrze, coraz szybciej i mocniej. Gdy wcisnął w jej cipkę palce drugiej dłoni, musiała zdławić krzyk. Zwolnił, jego palce poruszały się delikatniej, język pieścił łechtaczkę. Naparł mocniej na ściany pochwy, pani Pilch zachłysnęła się i szarpnęła biodrami w górę. Palce prawej dłoni Grześka wysunęły się z niej, perlące się gorącym płynem. Kontynuował palcówkę lewą ręką, natomiast prawą niespiesznie przesunął. Dotknął jej drugiej dziurki, zatoczył palcem wskazującym kółko wokół niej i ostrożnie go wsunął.

Tego krzyku Mariola nie dała rady zdławić. Jej ciałem szarpnął spazm, wbiła paznokcie we włosy Grześka, orgazm eksplodował i przetoczył się po całym organizmie.

Delikatnie odepchnęła Grześka i przykucnęła, ciężko dysząc.

Rozejrzała się, upewniając, że nadal nie mają publiczności. Zadowolona, podciągnęła majteczki i spodnie, gestem nakazała Grześkowi wstać i się zbliżyć.

Wyswobodziła nabrzmiały członek z jego spodni, złożyła na nim wilgotny pocałunek i wzięła go w usta. Ledwie zaczęła ssać, została zalana nasieniem. Przełknęła je i nie wypuszczając go spomiędzy warg zaczekała, aż zmiękł.

Dwie minuty później, nie zważając na deszcz, bardzo wolnym tempem, pobiegli do domów.

8. MIESZKANIE PILCHÓW

Mariola myła wałki malarskie i pędzle w plastikowym wiadrze. Ściany pokoju pokrywała nowa farba, projekt "Odświeżyć Salon" został niemal zakończony. Teraz należało zdjąć zabezpieczającą folię z mebli i ustawić wszystkie na swoich miejscach. Zajmowali się tym Cichy Maciek i Gruby Grzesiek.

Patryk był nieobecny. Wyjechał na weekend z Joasią, ale wcześniej poprosił swoich przyjaciół o przysługę. Chciał, żeby pomogli jego matce dokończyć malowanie pokoju. Nie musiał ich długo namawiać, ale nie zastanawiał się nad tym - był zbyt napalony na wyjazd ze swoją dziewczyną.

Kiedy jej syn powiedział Marioli, że zaklepał pomoc swoich przyjaciół, panią Pilch targnęły mieszane emocje. Cieszyła się, że spędzi czas z mężczyznami, którzy bez wątpienia czuli do niej pociąg seksualny. Niepokoiła się tym, jak obaj będą się zachowywać, czy nie spróbują czegoś zbyt... intymnego. Z ulgą myślała o tym, że pomogą przestawić ciężkie meble. Wahała się, czy wprost powiedzieć im, że między nimi nie może już dojść do niczego i pewne... zajścia nie mogą się powtórzyć, czy lepiej udawać, że nic nie zaszło. Nie ufała samej sobie - czuła, jak jej szparka wilgotnieje na myśl o tym, że mogłaby mieć dla siebie dwóch mężczyzn jednocześnie.

Postanowiła nie... ułatwiać... zaistnienia pewnych okoliczności. Miała malować ściany, a nie przygotowywać się do randki, prawda?

Ubranie? Prosta bielizna, sprany t-shirt, luźne spodnie od dresu, cienkie skarpetki. Zero biżuterii. Minimum perfum i makijażu. Nie polakierowane paznokcie. Włosy spięte w kucyk. Nawet nogi zostawiła nieogolone.

Praca przebiegła bezproblemowo. Cichy i Gruby zachowywali się jak zawsze, czyli wzorowo: swobodnie żartowali i gawędzili, nawet nie zbliżając się do jakichkolwiek dwuznaczności. Nie próbowali jej dotknąć. Nie mieli erekcji.

Mariola ze zdumieniem poczuła ukłucie igiełki żalu w sercu. Przyszło jej do głowy, że może przesadziła i należało chociaż wybrać obcisłe spodnie... Oczywiście, seks z przyjaciółmi syna byłby czymś niewłaściwym, nigdy by na to nie pozwoliła, ale miło było wiedzieć, że była przyczyną czyjegoś wzwodu...